Kaszubską tradycję można interpretować w dowolny sposób, warto też ją promować. Udowodnili to chórzyści z Luzina i aktorzy z Wejherowa, którzy w scenerii rodem z fantastycznych filmów katastroficznych zaprezentowali ścinanie kani.
Nadbałtycka plaża, szum fal i świst wiatru. Na to, że woda i piasek skażone są opadem radioaktywnym, wskazuje tylko ubiór tych, którzy przetrwali apokalipsę. Grupa ubranych w skafandry ochronne ludzi walczy o przeżycie, w czym pomóc ma tradycja kaszubska. W takiej scenerii aktorzy Teatru Zymk i artyści z chóru Lutnia z Luzina zaprezentowali w Dębkach stary kaszubski obrzęd, tzw. ścinanie kani.
Kania, ptak z rodziny jastrzębiowatych, jest bowiem przedchrześcijańskim symbolem kary za grzechy. Jak wyjaśnia Tomasz Fopke, dyrektor wejherowskiego muzeum i jednocześnie dyrygent chóru Lutnia z Luzina, dawniej na Kaszubach właśnie na to zwierzę wioski zrzucały swe przewinienia, po czym ścinano mu głowę. Później tę rolę wziął na siebie Chrystus, który za ludzkie grzechy dał się ukrzyżować.